Serial “Bridgertonowie”, stworzony przez Shondę Rhimes i oparty na powieściach Julii Quinn, przenosi widzów do czasów regencji – epoki, w której żyła moja ukochana Jane Austen. Ten romans historyczny pełen jest złożonych intryg, romantycznych uniesień i dramatów arystokratycznych rodzin, okraszonych licznymi momentami. Serio, jeśli jeszcze nie oglądaliście “Bridgertonów”, to przygotujcie sobie sole trzeźwiące, bo erotyczne napięcie wręcz kipi z ekranu. Nic dziwnego, że taka interpretacja czasów regencji przyciągnęła ogromne rzesze fanów. “Bridgertonowie” to absolutny hit wszech czasów, który przynosi Netflixowi nieustanne wzrosty oglądalności i znaczne zyski finansowe.
Fani są zachwyceni, ja jestem zachwycona, a każdy sezon gromadzi przed ekranami tłumy dam i kawalerów gotowych wkroczyć w wyższe sfery i z wypiekami na twarzy oczekiwać kolejnych doniesień Lady Whistledown. To jasne. Ale co gdybyśmy przez moment zajęli miejsce na ławeczce w Winchester tuż obok wspomnianej Jane Austen i spojrzeli na serial z jej perspektywy? Co Jane Austen powiedziałaby na taką wizję swoich czasów? Czy byłaby zniesmaczona, zaskoczona, a może rozbawiona?
Zanim odpowiemy na to pytanie, przyjrzyjmy się, co faktycznie łączy Jane Austen z “Bridgertonami”, czy serial oparto na faktach oraz czy sezon drugi to współczesna “Duma i uprzedzenie”. Zaczynamy śledztwo!
Romans historyczny – kilka słów o gatunku
Aby lepiej zrozumieć zawiłe relacje “Bridgertonów” z historią, musimy najpierw zrozumieć, jak ten serial wpisuje się w szerszy kontekst popularnych romansów historycznych.
Romanse historyczne to gatunek, który łączy wątki romantyczne z historycznym tłem. Znajdziemy w nich odniesienia do rzeczywistych wydarzeń, osób i miejsc, ale główne wątki fabularne i postacie są zazwyczaj fikcyjne. To podstawowa definicja.
Jednak romanse historyczne często przekształcają prawdy historyczne tak, by lepiej odzwierciedlały realia społeczne i kulturowe czasów, w których powstają. Filmy i seriale mogą więc wprowadzać nowe interpretacje i znaczenia, chcąc sprawić, by współcześni widzowie mogli w nich dostrzec samych siebie. Romanse historyczne są jak zwierciadła. Odbijają się w nich nasze współczesne wartości, przekonania i estetyka. Są refleksją nad współczesnością, a historie na ekranie tak naprawdę mówią więcej o nas samych niż o przeszłości.
I to jest idealny moment, by przytoczyć słowa Soni Kiszy, których autorka używa w “Histerii sztuki” w odniesieniu do artystów i artystek. Ja użyję jej słów w kontekście dzieł filmowych. A więc w “Bridgertonach”, tudzież romansach historycznych w ogóle,
nie do końca chodzi o prawdę w sensie historycznym. Scenarzyści i scenarzystki są częścią społeczeństwa, a to, co tworzą stanowi ich reakcję na rzeczywistość – zewnętrzną i wewnętrzną. Historia buduje dzieło filmowe, a dzieło filmowe buduje historię. Poprzez dzieło filmowe ukazywane są procesy, których doświadczamy jako ludzie, manifestują się przemiany w myśleniu i sposobie życia.
Zamiast więc gonić za historyczną poprawnością i wiarygodnością, “Bridgertonowie” tworzą własną rzeczywistość. To romans historyczny, który rozgrywa się na alternatywnej osi historii, który nie ukrywa, że jest fikcją. Czerpie z wydarzeń historycznych i pisze je na nowo tak, by realizowały określone cele artystyczne.
Romanse historyczne są więc jak naczynia. Historia jest tu swojego rodzaju wazą, nadającą niezobowiązujący kształt i urealniające ramy. Ale zawartość naczynia tworzą twórcy filmowi oraz my, odbiorcy. Przyjrzyjmy się zatem, co tworzy to naczynie w przypadku “Bridgertonów”.
W jakich czasach dzieje się serial “Bridgertonowie”?
Zacznijmy od wazy, czyli od parahistorycznej obudowy. Serial “Bridgertonowie” osadzony jest w okresie regencji, czyli w pierwszej połowie XIX wieku. Czasy regencji były wyjątkowo barwnym okresem w historii Wielkiej Brytanii, pełnym kontrastów i dynamicznych zmian. Nic dziwnego, że dla “Bridgertonów” ta epoka to idealne tło dla przedstawienia losów głównych bohaterów i poruszeń ich serc, a jednocześnie doskonała okazja, by wzbudzić w nas empatię i pomóc w nich dostrzec siebie samych.
Regé-Jean Page, serialowy Simon Basset, opisuje serial następująco:
Bridgertonowie to romans, to świat fantazji, to głęboki, ciepły ukłon w stronę epoki regencji.
A Chris Van Dusen, scenarzysta i producent serialu, dodaje:
Chcieliśmy, by serial odzwierciedlał świat, w którym żyjemy dzisiaj, i mimo że akcja osadzona jest w XIX wieku, chcieliśmy, aby współczesna publiczność mogła się z nim utożsamić i zobaczyć na ekranie siebie.
Czy serial “Bridgertonowie” jest na faktach?
Usystematyzujmy zatem. Nie. Serial “Bridgertonowie” nie jest oparty na faktach, ale tak, zawiera wiele elementów epoki regencji, by wzbudzić wrażenie prawdy historycznej.
“Bridgertonowie” a prawda historyczna
No dobrze, ale w takim razie, co konkretnie sprawia, że “Bridgertonowie” wydają się prawdziwi? Jakie elementy z przeszłości wybrano do konstrukcji świata przedstawionego?
Król Jerzy i Królowa Charlotta
Po pierwsze, zgadzają się tutaj imiona władców. Król Jerzy i królowa Charlotta istnieli naprawdę i wiedli szczęśliwe życie do czasu, gdy ich małżeństwo dotknęła wyniszczająca choroba psychiczna króla. Prawdą jest również to, że mieli liczne potomstwo.
Co więcej, sportretowanie królowej jako osoby czarnoskórej odzwierciedla współczesne teorie mówiące, że królowa Charlotta mogła być pierwszą brytyjską monarchinią o mieszanym pochodzeniu etnicznym.
Różnorodność etniczna w obsadzie
Tutaj na osobną dygresję zasługuje fakt wprowadzenia do brytyjskiej arystokracji innych postaci o takim rodowodzie. Czy w tamtych czasach naprawdę tak było? Nie, w epoce regencji, arystokracja była niemal wyłącznie biała, ale serial uzasadnia taki rozwój wypadków rewolucją.
A co gdyby to wyjaśnienie nie pojawiło się w serialu? Czy wypada kręcić nosem i z obliczem historycznych purystów przy każdym niedzielnym obiedzie u babci krytykować Netflix za polityczną poprawność, twierdząc, że przecież tak nie było?
Oczywiście, że nie! Bo to trochę tak jakbyśmy wybrali się do Muzeum MoMA w Nowym Jorku i wyszli oburzeni, że nie zobaczyliśmy dzieł Michała Anioła.
Przypominam, “Bridgertonowie” to romans historyczny, a nie dokument. Scenarzyści tworzący ten świat mieli prawo dokonywać swoich wyborów artystycznych, by opowiedzieć taką historię, jaką sobie zamierzyli. A jeśli komuś się taka narracja nie podoba, to zachęcam zmienić muzeum.
Bale debiutantek
Ale skoro jesteśmy już przy królowej Charlotcie, nie sposób nie wspomnieć o balach debiutantek. Tak, “Bridgertonowie” mocno czerpią z tej tradycji!
Bale debiutantek polegały na wprowadzeniu do towarzystwa młodych panien gotowych do zamążpójścia. Tradycja ta sięga epoki Tudorów, ale w XVIII wieku została przypisana właśnie Charlotcie, która zainicjowała taki bal z okazji swoich urodzin i odtąd odbywał się on już corocznie. Podczas tego wydarzenia uczestniczki były prezentowane królowej i oficjalnie wchodziły w dorosłe życie towarzyskie.
Podobnie jest w “Bridgertonach”. Kluczowym elementem każdego sezonu jest przedstawienie młodych dam królowej oraz wybranie przez nią “diamentu sezonu”.
Historyczna moda z nowoczesnym twistem
Kolejną zapożyczoną prawdą historyczną są stroje. W sekundę przenoszą nas do czasów Jane Austen, ale jednocześnie są redefiniowane przez scenografów. Choć przywodzą na myśl modę z epoki regencji, nie jest to czysty historyczny realizm. Kolory i kroje są mieszanką różnych czasów i stylów. Tworzą swoisty miks. Moda jest tu zaprojektowana tak, by wyglądała na historyczną, ale z nutą nowoczesności i teatralnego efektu.
Fryzury bohaterek także nie są wiernymi kopiami z epoki. Rozwiane fale czy krzykliwe stylizacje Cressidy Cowper przypominają raczej współczesne wybiegi mody niż historyczne realia.
I jasne, możemy narzekać, że włosów bohaterek nie skrywają tradycyjne czepki, ale mimo wszystko “Bridgertonowie” pozostają wierni duchowi epoki. Bowiem podobnie jak w czasach regencji, serial wykorzystuje stroje i fryzury do komunikowania wieku i statusu członków elity oraz zaznaczania, które damy są już wprowadzone do towarzystwa, a które jeszcze nie. Zmieniła się więc forma fryzur i ubrań (rozwiany włos zamiast czepka), ale nie ich funkcja (świadectwo statusu).
Gossip Girl w regencyjnym wydaniu
Nuty realizmu dodaje “Bridgertono” również umiłowanie plotek, a postać Lady Whistledown idealnie wpisuje się w klimat epoki. Choć sama Lady Whistledown jest fikcyjna, miłość do plotek w tamtych czasach była jak najbardziej prawdziwa. W czasach regencji zaczytywano się w kolumnach plotkarskich, a dzięki wynalezieniu druku parowego skandaliczne newsy mogły rozprzestrzeniać się jeszcze szybciej.
Jednakże ówczesne wycinki prasowe nie były tak bezpośrednie jak poczynania Lady Whistledown. Owszem, ich autorzy opisywali skandale śmietanki towarzyskiej, ale nie używali imion i nazwisk bohaterów. Czytelnik musiał domyślić się, o kogo chodzi, ale prawdę mówiąc, nie było to zbyt trudne. Aluzje były dość wymowne. Jednak Lady Whistledown w swojej twórczości idzie o krok dalej. Nie waha się wskazywać piórem konkretnych osób i okoliczności. Ten zabieg scenarzysty doskonale oddaje nastrój epoki, dodając serialowi pikanterii i dramatyzmu, mimo że nie jest w pełni historycznie dokładny.
Czy Bridgertonowie są adaptacją “Dumy i uprzedzenia”?
Prześwietliliśmy okoliczności historyczne. Wiemy, jak “Bridgertonowie” kreują wrażenie prawdy historycznej, więc teraz czas zabrać się za kolejną część śledztwa.
Wielu krytyków zwraca uwagę na związki pomiędzy “Bridgertonami” a powieściami Jane Austen. Czas akcji i liczne aluzje sprawiają, że trudno się temu dziwić. Ale “Bridgertonowie” są pierwotnie adaptacją serii powieści Julii Quinn, współczesnej amerykańskiej pisarki, a nie adaptacją dzieł Jane Austen.
Do serialu “Bridgertonowie” bardziej pasowałoby określenie utwór intertekstualny aniżeli adaptacja, czyli taki w którym reżyserka i scenarzysta subtelnie nawiązują do innych dzieł artystycznych i zachęcają do odkrywania wielowarstwowości świata przedstawionego. Netflixowy hit to doskonały przykład na to, że żaden tekst kultury nie istnieje w próżni, lecz jest częścią większej sieci powiązanych ze sobą tekstów. A w tej sieci z pewnością odnajdziemy odniesienia do twórczości Jane Austen i adaptacji jej książek, szczególnie “Dumy i uprzedzenia”. No więc rozłóżmy te skojarzenia na czynniki pierwsze!
Co wspólnego mają “Bridgertonowie” i Jane Austen?
Zacznijmy od pierwszego sezon “Bridgertonów”, który rozgrywa się w 1813 roku. Jest to dokładnie ten sam roku, w którym Jane Austen wydaje “Dumę i uprzedzenie”!
Co więcej, serial jest częściowo nagrywany w Bath, mieście szczególnie ważnym dla Jane. W każdym sezonie na ekranie wielokrotnie możemy podziwiać fasadę domu Lady Featherington, która jest częścią Royal Crescent, kompleksu składającego się z 30 szeregowych domów połączonych w jedną, łukowo wygiętą fasadę. Jane Austen zwykła przechadzać się wzdłuż tej architektonicznej perełki, a spacery te zaowocowały powieściami takimi jak “Opactwo Northanger” oraz “Perswazje”.
Co wspólnego mają “Bridgertonowie” i “Duma i uprzedzenie”?
Jednak to właśnie drugi sezon “Bridgertonów” jest istną ucztą powiązań z “Dumną i uprzedzeniem”.
Podobieństwo nasuwa się już na starcie poprzez zbieżności charakterologiczne. Serialowy Anthony Bridgerton to żywe wcielenie Pana Darcy’ego. Kiedy Anthony rozpoczyna poszukiwania idealnej partnerki, jego wymagania przekraczają realistyczne możliwości. Na pierwszy plan wysuwają się jego próżność, zarozumiałość i wybredność względem kobiet, co automatycznie przywołuje skojarzenia z Panem Darcy, który w powieści Jane Austen niesławnie przytacza listę cech wzoru kobiecości. Elizabeth Bennet komentuje ją sarkastycznie, mówiąc:
Nic dziwnego, że zna Pan tylko sześć takich kobiet. W zasadzie dziwię się, że zna Pan jakąkolwiek.
Anthony również ma listę cech, które jego partnerka powinna spełniać, a wybór żony traktuje jak wybór konia wyścigowego, co sugeruje wymowna scena na wyścigach konnych.
Podobnie Kate Sharma jest kwintesencją cech Elizabeth Bennet. Obie bohaterki są uosobieniem silnej woli i niezależności. Cechuje je bystry umysł i cięty język oraz niepodważalna lojalność wobec rodziny.
Tak jak w “Dumie i uprzedzeniu”, pierwsze interakcje Kate i Anthony’ego są źródłem nieporozumień i uprzedzeń u obu stron. Rozwiązanie tych problemów następuje dopiero wtedy, gdy główni bohaterowie dorastają emocjonalnie i wychodzą poza swoje dotychczasowe przekonania.
Warto również wspomnieć, że w obu przypadkach to podsłuchane rozmowy stają się źródłem konfliktu i stanowią przeszkodę do poznania prawdy o sobie i swoich wartościach, a także do odnalezienia szczęśliwej miłości.
Podsłuchiwanie to zdecydowanie jedno z ulubionych rozwiązań dramaturgicznych Jane Austen. Oj, ileż podsłuchane rozmowy mogą namieszać, ten tylko wie, kto czytał jej powieści!
Podsłuchiwanie sprawia, że Elizabeth mylnie interpretuje prawdziwy charakter Pana Darcy’ego. Podobnie jest w przypadku Kate, która słysząc, jak zarozumiale Anthony wypowiada się o kobietach, kreuje sobie bardzo konkretną wizję jego charakteru. Co interesujące, sceną podsłuchiwania kończy się również finałowy odcinek tego sezonu. Tym razem to Penelope przysłuchuje się rozmowie Colina, w której oświadcza on, że nigdy nie mógłby się z nią związać.
W świecie tekstów kultury
Ale to nie wszystko. “Bridgertonowie” doskonale bawią się konwencją i w aspekcie wizualnym cytują wręcz ekranowe adaptacje “Dumy i uprzedzenia” z lat 1995 i 2005.
Obraz Anthony’ego wyłaniającego się ze stawu w przylegającej do torsu mokrej koszuli nawiązuje bezpośrednio do telewizyjnej adaptacji BBC, w której Pan Darcy, grany przez zabójczego Colina Firtha, wynurza się przemoczony z sadzawki.
Podobnie jest ze sceną, w której Anthony próbuje przepracować swoje uczucia do Kate w treningu szermierskim. Jest to dokładnie to samo rozwiązanie, które wybrał serialowy Pan Darcy w adaptacji z 1995 roku. I cieszy się tą samą skutecznością.
Ale “Bridgertonowie” mają też w sobie wiele z estetyki filmu Joe Wrighta z 2005 roku, w którym mogliśmy zobaczyć niezapomnianych Keirę Knightley i Matthew Macfadyena.
Kto nie oglądał “Dumy i uprzedzenia” Wrighta niech żałuje, bo nigdy nie zrozumie, jak subtelne gesty mogą budować napięcie seksualne między bohaterami. Cóż, producenci “Bridgertonów” oglądali, zrozumieli i doskonale wkomponowali te elementy w sezon drugi. Po ukąszeniu przez pszczołę Kate uspokaja Anthony’ego, kładąc jego dłoń na swojej klatce piersiowej i regularnie oddychając. Rosnące napięcie buduje również nauka trzymania broni podczas polowania. Dłonie grają też pierwsze skrzypce podczas gry w pall malla, tańca do coveru “Dancing on my own” czy przy wychodzeniu z łodzi. Gesty głównych bohaterów odgrywają tutaj tak samo ważną rolę jak ich słowa, przywołując kadry i intensywność mowy dłoni z filmu z Keirą i Matthew.
A czy pamiętacie słynną scenę, w której Elizabeth i Pan Darcy tańczą w sali pełnej ludzi, a chwilę później rzut kamery ukazuje ich w pustej sali, jakby w tej sekundzie nie istniał dla nich nikt inny? Podobnym rozwiązaniem artystycznym posługują się producenci “Bridgertonów”. Choć w tym przypadku uczestnicy balu nie znikają, taniec Anthony’ego i Kate sprawia, że pozostałe pary opuszczają parkiet, pozwalając im tańczyć w samotności. Gdy Kate pyta, czy powinni przestać, Anthony zaprzecza, mówiąc: “Patrz tylko na mnie. Nikt inny się nie liczy”.
Motyw zniknięcia, odcięcia się od tu i teraz, czy też zapadnięcia się w uczucie, mogliśmy zaobserwować już wcześniej, podczas ceremonii ślubnej. Anthony nie może wówczas oderwać oczu od Kate stojącej u boku Edwiny. Zaczyna wyobrażać sobie, że to właśnie Kate jest jego panną młodą i nagle znajdują się naprzeciwko siebie w pustym kościele.
Co Jane Austen powiedziałaby o “Bridgertonach”?
Jak widzicie, “Bridgertonowie” to istny kulturowy tort nad tortami, przełożony warstwami kina, historii, muzyki, sztuki i literatury. Jest tam wszystkiego w dostatku, by móc bez końca doszukiwać się nowych znaczeń, analizować ich zasadność, interpretować zamysły twórców i by po prostu zachwycać się całokształtem. Ale czy Jane Austen zachwyciłaby się “Bridgertonami” razem z nami? Wierzę, że tak.
Jane była autorką niebywale bystrą, o szerokim spojrzeniu na świat, otwarcie krytykującą społeczne konwenanse, sztywne hierarchie klasowe oraz ograniczenia narzucane kobietom. Jej powieści pełne są subtelnej ironii i ostrych jak brzytwa obserwacji. Demaskują hipokryzję, materializm i nierówności społeczne. Austen używała swoich historii do eksponowania wad w strukturach społecznych, jednocześnie promując wartości takie jak miłość, moralność i autentyczność w relacjach międzyludzkich.
Myślę, że do “Bridgertonów” podeszłaby tak jak do swoich czasów – z otwartym umysłem, starając się zrozumieć to, co ten romans historyczny chce jej przekazać o naszych dzisiejszych czasach.
Zapisz się do newslettera!
Zgadzacie się ze mną? A może uważacie zupełnie inaczej? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach i dajcie znać, czy znaleźliście jeszcze jakieś powiązania między “Bridgertonami” a Jane Austen. A żeby nie przegapić żadnych newsów z kategorii “To polecam”, koniecznie zapiszcie się do newslettera!